Moje szkolenia… jeden dzień z życia studenta.
„Good Diver’s Main Objective Is To Live”
(Ostrożność Redukuje Wszystkie Pomyłki)*
Dawno temu w dalekiej destynacji…
Pot. Zapach i smak potu. Przesuwam usta z uszu na szyję. Gorące, lepkie ciało przy ciele. Ramionami obejmuję czarnowłosą piękność. Ona odpowiada tym samym. Z daleka, z korytarza lub z innego pokoju dociera stłumiona melodia. Ciche glosy nie przeszkadzają mi w delektowaniu się bliskością. Chwilo trwaj!
- Bartku – znany mi głos psuje wszystko. Co ON tu robi? Wszędzie go pełno ale to już chyba przesada!?
- Bartku! Już siódma! – natarczywy głos jest świdrujący i bardziej zdecydowany. Stopniowo budzę się ze snu, w którym zdawało mi się, że jestem w niebie. Powoli otwieram oczy… W moich objęciach mocno ściskam… poduszkę. Na ramieniu czuję rękę i dłoń budzącego mnie instruktora. Tylko on z minionej chwili jest rzeczywisty. Przymykam oczy! Mój sen już uszedł, zostało mile wspomnienie. Mimo nóg jak z waty, powoli opuszczam je na podłogę.
„Jak cię widzą, tak cię piszą”, zatem - do toalety porannej przystąp! Pokręciłem głową z niezadowolenia i powoli ruszyłem do łazienki. Niezakręcona wczoraj wieczorem pasta do zębów ma konsystencję piasku i smak zeschłej mięty. Koniecznie kawa, bo jak tak dalej pójdzie, to jak się skończy!?
Perspektywa mocnej, dobrej kawy była tak miła, że znacząco podniosła poziom mojego samopoczucia. Już miałem w ustach jej smak. Do tego ser szwajcarski z dziurami, świetlisty pomarańczowy cheddar, włoska mozarella i wspaniałe warianty francuskiego camemberta. Nagle dociera do mnie brutalna rzeczywistość – Nescafe to szczyt marzeń. A w związku z małym opóźnieniem, trzeba pędzić na zajęcia. Teraz byłem już gotów pożegnać się definitywnie z pięknym snem i oczekiwać zderzenia ze światem realnym.
- Bartek – słyszę mrożący głos instruktora.
- ósma to mała wskazówka na bałwanku a duża na łabądku - ten sam głos co rano. Zapominam ripostować, że mam cyfrowy wyświetlacz. Z pokorą przyjmuję sarkastyczne uwagi. Już się przyzwyczaiłem. W końcu to nie pierwszy mój kurs. Pozostała część grupy wita mnie skinieniem głowy. Dziewczyny w countrze pomachały mi uśmiechnięte, odrywając się chwilowo od papierologii. Jest dobrze a będzie jeszcze lepiej.
Na godzinę dziewiątą mamy zamówiony transfer. Sprzęt z szafek do koszyków. Ważne, by nie zapomnieć jakiegoś elementu wyposażenia. Nawet brak butów może popsuć nurkowanie. Jeszcze analiza zamówionych gazów we wszystkich czterech butlach. Moja konfiguracja independent to podwójny też pomiar w twinie. Plan na dziś to 65 m o czasie dennym 35 minut. Zamówiony trymix i nitroksy dekompresyjne w granicach dopuszczalnego błędu. Stojąca obok mnie Toyota, która pamięta jeszcze lata osiemdziesiąte zeszłego wieku jest pokryta taką warstwą kurzu, jak grubość toczącej ją rdzy, ma być naszym środkiem transportu. Dojazd na miejsce nurkowe, to jedno z bardziej niebezpiecznych wyzwań. Jedziemy!
- Szumacher... yalla - Jak zwykle irytujące słowa, podpuszczające kierowcę by jechał szybciej niż inni. Stan techniczny naszych pojazdów to jednak nie jest Formuła 1. No i stało się! Stoimy! Wszyscy pochylamy się nad silnikiem przy podniesionej masce. Widoczny brak filtra powierza prowokuje mnie do pytania:
- Filtr może by się przydał? – zagaduję nieśmiało do beduińskiego kierowcy,
- Tu się filtry nie sprawdzają, zatykają się z powodu kurzu i piachu – pada jak najbardziej poważnie odpowiedz wypowiedziana z prawie angielska flegmą. Jakieś jeszcze abrakadabra
i silnik zaczyna pracować.
Docieramy na miejsce. W skupieniu montujemy automaty, sprawdzamy sprzęt wg check listy.
- Montuj sumiennie, od tego zależy Twoje zdrowie czy życie – słyszymy kolejny raz. Miejsce nurkowe znamy, więc briefing instruktora koncentruje się na misji, sytuacjach alarmowych, specyficznych znakach nurkowych. Na koniec tradycyjne:
- Przypominam! Każde nurkowanie można powtórzyć. W każdej chwili można się wycofać z kursu i nurkowania bez tłumaczenia czegokolwiek komukolwiek! Jeżeli o czymś powinienem wiedzieć, to jestem tu dla Was.
Chwila na wizualizację nurkowania. Powtarzam krok po kroku runtime i zadania. Jeszcze tylko sprawdzenie partnera i sprzętu! (equipment and diver check) Gotów!
- Uwierz , że możesz, lub uwierz że nie możesz. W obu przypadkach masz rację! Gotowi na przygodę? Yalla! - tym razem uspokajający głos instruktora ma zupełnie inny wydźwięk niż to poranne „ Bartku!”.
Po przejściu a raczej przebrnięciu kilkunastu metrów po kamienistej, pełnej wypełnionych wodą dziur skale, zanurzamy się w basenopodobnym ubytku w rafie. Tam jeszcze bubble check (test bąbelkowy). Do ust automat z travel-mixem. Dodatkowo, niezależnie od opisów na butli, oznaczonym na puszce wartością MOD. Znak „ok” i zanurzenie! Płyniemy na głębokości 10-12 metrów, pod nami dno jakieś 12-14 m głębiej. W 12 minucie nasz instruktor i przewodnik Romek zatrzymuje się – znak „POPATRZ”. Kieruję wzrok w nakazanym kierunku. W oddali, po skosie, na głębokości ponad 40m zauważam cel naszej wyprawy - LITTLE CANYON. Opadamy, zmiana gazu na gaz denny. Nasz kanion zaczyna się jako wąski tunel z kilkoma wyjściami. Ma kilkaset metrów i ciągnie się na głębokości od 35-65 m. W połowie długości wąwóz rozchodzi się i jest pełen nawisów oraz wejść do kilku mniejszych jaskiń. Płyniemy spokojnie, przeżywając głębię własnych osobowości.
…Diamenty sypiące się z mych rąk.
Przykuwająca wasz błękitny, wodą zwiedziony wzrok…
…Władam złotem statków leżących pod morzem,
Czerpię w nim klejnoty i długie łańcuchy,
Które, ciążące mym dłoniom i schylając me czoło,
Duszę mą oddają ludzkiemu ciążeniu,
Mnie, córę wody, przykuwając do dna…Jazon i Argonauci wyprawa po złote runo - Syreny
Dalej kanion wije się tak, by u podnóża zbocza osiągnąć głębokości ponad 60 m. 32’ minuta i 20’ fazy dennej - zatrzymujemy się przy wejściu do jednej z jaskiń. Czas pozwala nam na przynajmniej kilkuminutową penetrację. Płyniemy „gęsiego”, poręczuje Romek używając wcześniej przygotowanego dużego kołowrotka. Jednak już w 3 minucie, po trzecim zacisku, mam wątpliwości czy to był dobry pomysł. Daje o sobie znać dualizm oczekiwań ryzyka i przygody, podwójna natura człowieka: potrzeba bezpieczeństwa i głód adrenaliny. Takie dziewczęce „chciałabym a boje się”. Po czwartym przewężeniu, w większej komnacie po znaku „ok.” moje wątpliwości, zdecydowanym znakiem wskazującym powrót, potwierdza prowadzący. Mimo starannej pracy płetw, droga powrotna wije się już w mętnej, szczególnie przy przewężeniach, drodze. Oglądając się w tył, obserwuję naszego instruktora, zwijającego do końca linkę poręczową. Jednak duży kołowrotek z zapadką zdecydowanie usprawnia jego użytkowanie. Poręczówka z kolei daje komfort prawidłowego kierunku. Po przedostatnim zwężeniu w komorze wielkości łazienki (małej), mój partner odwraca się i pokazuje manometr kontrolny gazu głównego a na nim 5 może 10 bar i charakterystyczny znak „BRAK POWIETRZA”. Oddaję mój automat na długim wężu, jednocześnie patrząc na swój manometr. Jest 100 bar. Spoko! Przesuwam się do przodu, „holując” partnera u moich stóp-płetw na 2-metrowym octo. Czas mija zbyt szybko – na zewnątrz jaskini jesteśmy w ostatniej chwili. Szybka analiza sytuacji, sprawdzenie zaworów – jest przyczyna problemów – lewy zawór zamknięty w wyniku ocierania gałką o sufit jaskini. Do tego, można rzec głupi, banalny błąd - zakręcony manifold izolujący drugą butlę. Jak się dowiedzieliśmy później, kolega, znany miłośnik siłowni, naciągnął wczoraj bark i miał problemy z sięgnięciem do zaworów. Głupota i odwaga są tak blisko siebie, że w większości przypadków różnią się tylko wynikiem. Już czas na wynurzenie. 55-minutową dekompresję przy przepięknej dziewiczej rafie zaczynamy na 48 metrze 2-minutowym Deepstopem. Przebiega miło i relaksująco. Wynurzamy się spokojnie i powoli. Zmiana gazu dennego na pierwszy mix deko to kolejna przygoda mojego buddy. Jego silne nad wyraz rączki próbowały otworzyć zawór z EAN32, jednak w wyniku wcześniejszych emocji kierunek kręcenia przestał mieć jakiekolwiek znaczenie. Za skutkowało to ukręceniem zaworu (płytki wchodzącej w grzybek). Tu, już bez nerwowości, po nieudanych próbach naprawy, pozostało nam ćwiczone wcześniej oddychanie partnerskie (po 5 minut) i wydłużenie deko o stosowny czas.
Akceleracja desaturacji coraz bogatszymi w tlen gazami przebiega spokojnie. Płynąc na coraz mniejszych głębokościach oglądamy wiele gatunków i rodzajów ryb oraz wiele typów twardych i miękkich korali. Na przystanku deco mam okazję obserwować liczne mięczaki, szkarłupnie, wodorosty, skorupiaki. Jeszcze tylko spojrzenie na mieniącą się kolorami Papugorybę (Cetoscarus bicolor). Nazwę zawdzięczającą silnemu pyskowi w kształcie papuziego dzioba, umożliwiającemu obgryzanie raf koralowych. I czas na zmianę gazu na 11m. Król mórz Neptun lub Posejdon, ewidentnie by zrekompensować nam dodatkowe emocje a może by zaprosić ponownie, przysyła nam na pożegnanie swego dostojnego celebrytę - od 2004r uważanego za gatunek zagrożony wyginięciem. To dorosły, dostojny osobnik z wyrosłym dużym garbem tłuszczowym na czole, mający ponad 2 m długości i około 190 kg masy ciała. To masywne ciało pokryte dużą, dochodzącą do 10 cm łuską, podpływa bliżej nas. Tak, to NAPOLEON inaczej Wargacz garbogłowy nazywany również chelinem napoleońskim (Cheilinus/undulatus) – ryba z rodziny wargaczowatych. Mimo, że pływa najczęściej samotnie, czasami spotykane są w parach. Żywi się głównie mięczakami, które rozgniata silnymi zębami szczękowymi i gardłowymi. Zjada również inne ryby, jeżowce i skorupiaki. Powiedzieliśmy mu dzień dobry i… do zobaczenia!
Przystanek dekompresyjny, ten najdłuższy na 6 m, umilają nam właściwie prawie wszystkie okazy fauny i flory. Czas mija. Partner instruktora już wyszedł, wynurzył się na powierzchnię po skończonej dekompresji. Zostajemy we trójkę. Nasz instruktor opowiadał nam wcześniej jak czekał kiedyś na nurka tylko 8 minut wisząc najpierw na 140, później na 120m – były to tak traumatyczne chwile (mimo, że nic złego się nie wydarzyło), że obiecał sobie, że woli być z nurkami niż czekać płycej lub na powierzchni. Zostało 9 minut. W „pogoni” za wargaczem mój buddy zrobił coś ze swoim wężem międzystopniowym - przy 1 stopniu stage’a następuje intensywny, można rzec, katastroficzny wyciek gazu. Tego odpowiedniego i przewidzianego dla tej głębokości. Spoko!!! Już to przerabialiśmy! Daję mojego stage’a, sam wracam do gazu poprzedniego – hola, hola, on też jest już na ukończeniu – przecież tym gazem rozwiązywaliśmy poprzedni problem! Obserwujący spokojnie całe wydarzenie nasz instruktor, po wstępnych ok-ejkach przystępuje do działania. Niewłaściwe przygotowany automat stage’owy miał niedokręcony wąż, który w wyniku dodatkowych ruchów wykręcił się „wydmuchując” uszczelnienie. Instruktor odkręca całkowicie wąż, z gałki zaworu wyciąga zapasowy o-ring, montuje go na miejsce i wkręca wąż ze spokojem ducha we właściwe gniazdo. Odkręcenie zaworu butli, automat do ust – próba. PIĘKNIE działa! No popatrz!!! Poradziliśmy sobie! (MY?!) Z tego co pamiętam z kursu specjalisty sprzętowego, trzeba będzie ten regulator jednak serwisować. Czas dekompresji minął, ostatnie metry wynurzamy się metr na minutę podziwiając, rogatnicę Picassa, skrzydlicę, robaki-miotełki, małża olbrzymiego, morskiego jeżowca, fizyliera, ogórka morskiego zwanego też strzykwą.
- Nurkuj zgodnie ze swoimi umiejętnościami.
- Wybieraj partnerów, którym możesz zaufać, posiadających porównywalne, doświadczenie. Rozwijaj swoje wyszkolenie nurkowe.
- Przewiduj problemy zanim się one pojawią, i rozwiązuj je.
- Dowiedz się wszystkiego, czego możesz o miejscu nurkowania przed nurkowaniem.
- Nie ułatwiaj sobie treningu nurkowego.
- Nurkuj z odpowiednim wyposażeniem dostosowanym do nurkowania i bądź obeznany z jego użyciem.
- Zabieraj ze sobą odpowiedni zapas czynnika oddechowego.
- Jeżeli cokolwiek przebiega nieprawidłowo:
ZATRZYMAJ SIĘ
ODDYCHAJ
MYŚL
WYKONAJ
„wspomnienia” Bartka spisał Romek Hłobaż
*Rob Palmer „Nurkować inaczej”